Powrót do aktualności

Łukasz Data: maratończyk po udarze

W najbliższej, dziewiątej już, edycji akcji Krzysiek Pomaga Pomagać będziemy wspierać Łukasza Datę. Szczegółowe informacje o naszych imprezach będziemy publikować stopniowo, w miarę zbliżania się ich terminów. Poniżej historia Łukasza, autorstwa jego żony: 

foto: https://www.facebook.com/pg/LukaszDataPomoc/photos/

Poznałam Łukasza 15 lat temu. Był urzekająco uśmiechnięty, miał niecodzienne hobby (chodził na szczudłach) i studiował psychologię. W czasie wakacji wyjeżdżał do Norwegii, żeby zarobić na kolejny rok studiów i własne wydatki. Biegał w maratonach, a ja piszczałam witając go na mecie. Szybko się w sobie zakochaliśmy i połączyliśmy naszych przyjaciół w jedno grono.

Pobraliśmy się w 2010 roku, a w kolejnym urodził się nasz pierwszy syn, Tobiasz, mała kopia swojego taty. W 2013 dołączył do niego Korneliusz. Wtedy myśleliśmy, że będzie nas jeszcze więcej. 

W 2016 roku pojechaliśmy w czwórkę na wakacje na Węgry. Mieliśmy spędzić tam 10 dni, ale siódmego dnia naszych wakacji, Łukasz nagle osunął się na podłogę. To był moment, który zmienił wszystko.

Łukasz doznał rozległego niedokrwiennego udaru mózgu. Zniszczenia objęły lewą półkulę oraz fragmenty pnia mózgu. Jego stan był na tyle ciężki, że nie mogliśmy wrócić do Polski. Rodzina i przyjaciele zaangażowali się, aby pomóc w każdy możliwy sposób. Przyjechali, by zabrać dzieci do Krakowa. Ja zostałam z Łukaszem, który nie mógł wybudzić się ze śpiączki.

Po tygodniu stan Łukasza ustabilizował się na tyle, że mógł być transportowany. Napotkaliśmy na organizacyjne trudności, jednak dzięki wsparciu osób o wielkiej życzliwości, udało się nam wrócić. Łukasz pozostawał nieprzytomny.

Trafił na Oddział Intensywnej Terapii do jednego z krakowskich szpitali, w którym po trzech tygodniach zaczął otwierać oczy. Wtedy odłączono go od respiratora – dzięki Bogu, potrafił oddychać samodzielnie. Przychodziliśmy do niego codziennie. Opowiadałam mu o zwykłej codzienności, o naszych dzieciach, o modlitwach i pozdrowieniach ludzi, którzy wciąż nas wspierali. Choć nie odpowiadał, wiedziałam, że słuchał.

Chłopcy mieli wtedy 3 i 5 lat, nie mogli odwiedzać taty, więc telefonem nagrywaliśmy dla niego filmiki. Gdy Łukasz pierwszy raz je zobaczył, rozpłakał się.

Łukasz nie potrafił wydać żadnego dźwięku przez półtora roku od zachorowania. Dziś znowu mówi, a kiedy nie możemy go zrozumieć, pokazuje litery alfabetu, tworząc tak słowa. Przez jakiś czas był całkowicie sparaliżowany, ale dzięki codziennej rehabilitacji potrafi lewą dłonią coś chwycić, wskazać, czy nas przytulić. Lewą nogą pomaga podczas przesadzania go z łózka na wózek, wspiera się na niej, podtrzymując ciężar swojego ciała.  Prawa strona ciała pozostaje sparaliżowana, ale po dwóch latach Łukasz odzyskał w niej czucie. Czekamy na dalsze postępy. 

W wyniku uszkodzeń mózgu zakłócony został też odruch przełykania, dlatego przez pól roku od udaru, Łukasz był karmiony przez sondę. Trudno opisać jego i naszą radość, gdy okazało się, że potrafi przełknąć jedzenie i znowu cieszyć się jego smakiem!

Łukasz jest świadomy swojego stanu i wszystkiego, co się wokół niego dzieje. Gdy wchodziłam do sali, w której leżał, na jego twarzy pojawiał się ogromny, szczery uśmiech, taki sam, jak w sytuacjach, kiedy udaje mu się wykonać kolejny trudny dla jego ciała ruch, kiedy jest świadomy, że jego stan się poprawia.

Choć bardzo chciałam, żeby mógł być z nami w domu, a nie „mieszkać” w szpitalach, okazało się, że nasze mieszkanie jest tak niewielkie i w taki sposób rozplanowane, że graniczy z niemożliwością przystosowanie go do potrzeb osoby niepełnosprawnej. Wtedy je sprzedałam, żeby móc kupić i wyremontować inne tak, abyśmy mogli być razem. Dzięki temu ostatni rok Łuki był na co dzień z nami. 

Jedynym medycznym sposobem jego leczenia jest długoterminowa intensywna rehabilitacja. Jego stan bardzo subtelnie i powoli poprawia się, co dodaje nam wiary w możliwość jego powrotu do zdrowia, jednak aby było to możliwe, potrzebne są nieosiągalne dla naszej rodziny sumy.
Każdy dzień jest dla nas walką: walką o niego, o czas, o pogodzenie ogromu obowiązków, jaki spadł na mnie. Pracuję zawodowo i właśnie to, a także pomoc rodziny i przyjaciół, pozwalają mi na utrzymanie naszej rodziny. Robię wszystko, co mogę, na ile pozwalają mi siły i możliwości, jednak w żaden sposób nie jestem w stanie zgromadzić potrzebnej kwoty. Miesięczny koszt leczenia Łukasza wynosi około 14 000zł. Rokowania lekarzy wskazują na potrzebę kontynuowania rehabilitacji przez kolejne lata.

Oboje z Mężem stale angażowaliśmy się w różnego rodzaju pomoc dla potrzebujących – chorych, uboższych, niechcianych. Dziś my jej potrzebujemy.

Katarzyna Sajboth-Data

Powrót do aktualności

Wesprzyj Julię

Wpłacam